Fed podnosi stopy, dolar zyskuje, złoty i Wall Street tracą

Komentarz Marcina Kiepasa do grudniowego posiedzenia Fed 14.12.2016

Marcin Kiepas, główny analityk easyMarkets

Zgodnie z rynkowymi oczekiwaniami amerykański Federalny Komitet Otwartego Rynku (FOMC) podjął decyzję o podwyżce stóp procentowych o 25 punktów bazowych (pb), tym samym podnosząc przedział wahań stopy funduszy federalnych do 0,50-0,75%. To druga podwyżka w zapoczątkowanym w grudniu 2015 roku cyklu zaostrzania polityki monetarnej w USA.

Jednocześnie FOMC, w opublikowanych najnowszych projekcjach stóp procentowych, sugeruje ich 3 podwyżki w 2017 roku, co oznacza o jeden ruch więcej niż to sugerowały władze monetarne we wrześniu. W górę też zostały skorygowane prognozy wzrostu gospodarczego dla USA na ten rok oraz na lata 2017 i 2019, przy równoczesnej korekcie w dół prognoz stopy bezrobocia w tych samych okresach czasu.

Wyniki posiedzenia FOMC mogły nieco zaskoczyć inwestorów. Zakładano bowiem, że decyzji o wzroście stóp procentowych będzie towarzyszyć „gołębia retoryka”. Mówiąc wprost, żeby nie przestraszyć rynków finansowych, FOMC nie będzie sugerował wyraźnego przyspieszenia zaostrzania polityki monetarnej w przyszłym roku. Stało się inaczej. Aczkolwiek nie jest wykluczone, że w najbliższym czasie członkowie Fed mogą chcieć łagodzić tę jastrzębią wymowę grudniowego posiedzenia.

Pierwsza reakcja na wyniki posiedzenia FOMC przyniosła umocnienie dolara, realizację zysków na Wall Street, wzrost rentowności amerykańskich obligacji i osłabienie złotego. Kurs EUR/USD w pierwszej reakcji spadł z 1,0650 do 1,0557 dolara, notowania USD/PLN podskoczyły z 4,1570 zł do ponad 4,20 zł, indeks S&P500 spadł z 2271,7 pkt. do 2256,9 pkt., a rentowność 10-letnich obligacji USA wróciła powyżej 2,5%.

Jeżeli „jastrzębia” wymowa posiedzenia FOMC nie zostanie zneutralizowana to końcówka roku upłynie pod znakiem drogiego dolara, rosnących rentowności długu, odpływu kapitałów z rynków wschodzących, ale też przy niewielkich zmianach na rynkach akcji (silnej korekty na giełdach spodziewałbym się dopiero w styczniu). Dla polskiego złotego oznaczałoby rosnącą presję na jego osłabienie. Stąd też podtrzymuję swoją prognozę z początku miesiąca, że na koniec grudnia za euro trzeba będzie zapłacić 4,45 zł, za dolara 4,28 zł, a za szwajcarskiego franka 4,17 zł.

Niezależnie od tego jakie nastroje będą panować na rynkach finansowych w końcówce roku, należy mieć na uwadze, że perspektywa zaostrzenia polityki monetarnej w USA, przy realizowanej ultraluźnej polityce monetarnej przez Europejski Bank Centralny (ECB), musi oznaczać zrównanie się kursu euro i dolara (parytet) w I połowie przyszłego roku. Jeżeli ten obraz uzupełnić o rozczarowujące wyniki polskiej gospodarki, ryzyko cięcia ratingu, utrzymując się spór polityczny, słabe postrzeganie rynków wschodzących, a przede wszystkim wobec braku widoków na podwyżkę stóp przez RPP przed 2018 roku, to trzeba przyzwyczaić się do wysokich kursów głównych walut. Trzeba też oswoić się z myślą, że za euro i dolara przyjdzie nam zapłacić w przyszłym roku po 4,40 zł.

Marcin Kiepas, niezależny analityk