Unia planuje zniesienie wiz dla Ukraińców. Jeśli stanie się to faktem, to stracimy ostatni argument, by przekonać ich do pracy w Polsce, która najszybciej starzej się w UE. Eksperci prognozują, że od przyszłego roku, przybysze ze wschodu, zapewne będą woleli wyjeżdżać na Zachód Europy, gdzie zarobią 3-4 razy więcej.
Zgodnie z prognozą warszawskiego analityka gospodarczego Łukasza Białka, za około 20-25 lat w Polsce zabraknie aż 6,5 mln osób do pracy. Będzie to konsekwencją zmian demograficznych i masowej emigracji do bardziej rozwiniętych krajów Unii Europejskiej. Według szacunków, obecnie aż 2-2,5 mln rodaków pracuje za granicą, w tym w Niemczech, Wielkiej Brytanii i we Francji. W przyszłości problem niedoborów kadrowych pogłębi się też ze względu na cofnięcie reformy emerytalnej. Od 1 października 2017 roku wiek wymagany do uzyskania świadczenia emerytalnego będzie wynosił bowiem 60 lat, w przypadku kobiet, i 65 dla mężczyzn. Ekspert prognozuje, że w związku z tym, za kilkanaście lat emeryci mogą otrzymywać ok. 600-700 zł miesięcznie, choć i ta kwota jest niepewna. To w oczywisty sposób, już teraz, zmusza Polaków do rozważania różnych scenariuszy, np. wyjazdu z kraju.
– Musimy do Polski ściągnąć Ukraińców, żeby wypełnili lukę, przynajmniej w niektórych zawodach. Potrzebujemy m.in. 100 tys. kierowców ciężarówek, bo posiadamy park maszynowy, ale nie mamy kim obsadzić samochodów. A stojące pojazdy to marnotrawstwo zainwestowanego kapitału. Polacy od wielu już lat niechętnie wyjeżdżają z domu, aby spędzać w trasie kilkanaście dni. Chcąc więc przekonać Ukraińców do osiedlenia się w naszym kraju, powinniśmy zaproponować im tzw. Zieloną Kartę, żeby mogli na stałe pracować w Polsce, kształcić tu swoje dzieci i korzystać z opieki socjalnej – mówi Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Zdaniem Mordasewicza, tylko rodzina, będąca na miejscu, mająca zapewnioną opiekę zdrowotną i edukację może spowodować, że ukraińscy pracownicy nie wyemigrują np. do Niemiec czy Holandii, gdzie zarobki jeszcze długo pozostaną znacznie wyższe, niż u nas. Ekspert dodaje, że zatrudnieni na stałe emigranci sami utrzymaliby swoje rodziny i nie byliby obciążeniem dla naszego systemu socjalnego. Przypomina też, że Brytyjczycy nie dopłacają do Polaków mieszkających na wyspach, ponieważ oni sami na siebie zarabiają. Podobnie byłoby u nas, w przypadku Ukraińców.
– Nie zgadzam się z opiniami tych ekspertów, którzy twierdzą, że musimy na siłę ściągać Ukraińców do Polski. Ja zadam pytanie, dlaczego nie postaramy się o to, żeby nasi rodacy, rozsiani po świecie, powrócili do ojczyzny. Jeszcze parę miesięcy temu, wiele osób ze strony rządowej zarzekało się, że zrobi wszystko, aby Polacy, niemalże masowo, przyjeżdżali z powrotem do kraju. Niestety, za tymi słowami nie poszły żadne czyny. Nadal czekamy na takie regulacje czy deregulacje w sferze gospodarki różnych sektorów, które wewnętrznie uczynią rynek pracy atrakcyjnym dla polskiego pracownika. I sprawią, że młodzi ludzie będą chcieli, bez oporu, tutaj zakładać rodziny i wychowywać swoje dzieci – stwierdza Łukasz Białek.
W opinii analityka, powinno zostać zniesione opodatkowanie pracy. Wysokość kosztów zatrudnienia jest bowiem jedną z przyczyn rozpowszechnienia umów cywilnoprawnych. W latach 2010-2014 klin podatkowy w krajach OECD zwiększył się średnio o prawie 1%. Do wzrostu obciążeń doszło w 23 krajach. W 10 odnotowano spadki. W Polsce obciążenie fiskalne pracy wzrosło z 34,2% w 2010 roku do 35,6% w 2014. Co więcej, wątpliwa jest efektywność działania takiej instytucji, jak ZUS. Bieżące dane wskazują, że deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, co roku, wynosi nawet 60 miliardów złotych. Nikt jednak nie rozwiązuje tego problemu. A obecne świadczenia emerytalne są opłacane ze składek aktualnie pracujących, a także zgromadzonych w poprzednich latach.
– W tej chwili tylko 16 mln Polaków pracuje, a ponad 9,5 mln pobiera emerytury i renty. Nasze społeczeństwo szybko starzeje się, rodzi się też za mało dzieci. Oznacza to, że zapotrzebowanie na pracowników będzie w przyszłości rosło, a nie malało. Jeżeli tak, to nie musimy martwić się o to, że Ukraińcy nas masowo zaleją. Wręcz przeciwnie, możemy się obawiać tego, iż odpowiednio nie wypełnią oni luki, jaka powstaje na rynku pracy, w związku z tym, że ponad 2 mln Polaków pracuje w krajach Europy Zachodniej – dodaje Jeremi Mordasewicz.
Jak ocenia Łukasz Białek, obecnie rząd nie ma żadnych możliwości, aby zachęcić Ukraińców do pracy w Polsce. Już teraz, wielu z nich nie godzi się na niskie stawki, które przyjmowali jeszcze kilka lat temu. Ponadto Ukraińcy oczekują takiego samego traktowania, jak polscy pracownicy. Po politycznej decyzji Komisji Europejskiej, która najpewniej od przyszłego roku pozwoli im swobodnie poruszać się na terenie UE, z pewnością wybiorą kraje zachodnioeuropejskie, gdzie standard życia i płace są dużo wyższe. W klasyfikacji Banku Światowego, Polska, pod względem wysokości obciążeń podatkowych, nakładanych na przedsiębiorców, znajduje na 47. miejscu na świecie. To również zniechęci Ukraińców do podejmowania u nas zatrudnienia.
– Należy za to zwrócić uwagę na potencjał Ukraińców, którzy np. dziś studiują w Polsce, a w przyszłości mogliby objąć tutejsze wakaty. Obecnie nasz kraj wspiera ich ekonomicznie, niejednokrotnie pokrywając sporą część kosztów związanych z edukacją na wyższych uczelniach. Powinniśmy więc mieć dostęp do wykwalifikowanych, młodych dobrze rokujących pracowników, którzy wybierają takie kierunki, jak m.in. administracja, logistyka czy informatyka. Samo finansowanie, całościowo lub częściowo, studiów cudzoziemców i pozwolenie im na późniejszy wyjazd z Polski, jest raczej mało roztropne – podkreśla Łukasz Białek.
Według eksperta, wspieranie, z własnych środków, migrujących Ukraińców, którzy w dużym stopniu traktują nasz kraj raczej tymczasowo, nie jest korzystne dla polskiej gospodarki. Unia Europejska powinna w znacznie większym stopniu zapewniać im pomoc. Jednak, zdaniem Białka, Polska, w pierwszej kolejności, musi zadbać o swoich obywateli. To oni finansują przecież ten system z własnych podatków. Ekspert zachęca też do szerszego spojrzenia zarówno na kwestię starzenia się polskiego społeczeństwa, jak i politykę imigracyjną. Brakuje bowiem propozycji rozwiązania problemów, z którymi, jako kraj, będziemy musieli zmierzyć się za 20 czy 30 lat.