Prof. M. Noga: Polskie firmy powinny śmielej korzystać ze zjawiska joyflation, zaś RPP mogłaby rozważyć obniżenie celu inflacyjnego do 2 proc.

prof. Marian Noga z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu, były członek Rady Polityki Pieniężnej

CEO Magazyn Polska

Mimo deflacji Produkt Krajowy Brutto jest coraz wyższy, a tempo jego wzrostu nie słabnie. W tym roku może się zbliżyć do 4 proc., a potem przekroczyć ten poziom. To zjawisko zwane przez ekonomistów joyflation. Zdaniem prof. Mariana Nogi, byłego członka RPP, warto korzystać z okazji, bo choć wzrost gospodarczy przy niskich cenach ma potrwać kilka lat, nie jest to nam dane na stałe.

Polskie PKB w zeszłym roku wzrosło o 3,3 proc. W ocenie wielu ekonomistów w 2015 roku wzrost będzie wyższy.

– Widziałem prognozy większości banków polskich na ten temat i one są między 3 a 4 proc., i to tak właśnie będzie mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor prof. Marian Noga z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu, były członek Rady Polityki Pieniężnej. – Myślę, że tak w połowie będzie ten wzrost w roku 2015, czyli 3,5 proc. To jest moim zdaniem dobry wskaźnik, który zapewnia Polsce rozwój gospodarczy i przedpole do jeszcze większego wzrostu w 2016 roku.

Mimo wzrostu gospodarki w tempie powyżej 3 proc., ceny od sierpnia ub.r. spadają. W marcu były niższe od tych sprzed roku o 1,5 proc. Zazwyczaj rozwój gospodarczy napędza inflację, natomiast obserwowany obecnie szybki wzrost przy niewielkiej inflacji lub deflacji ekonomiści określają jako joyflation. Wytłumaczeniem tego zjawiska nie mogą być nawet wspierające rozwój Polski pieniądze z Unii Europejskiej.

– Tylko 10 proc. inwestycji jest finansowanych przez fundusze europejskie, a 90 proc. przez polskie przedsiębiorstwa – zwraca uwagę były członek Rady Polityki Pieniężnej. – W związku z tym to jest nasz wzrost gospodarczy. I rzeczywiście mamy w Polsce joyflation.

Kondycja gospodarki byłaby jeszcze lepsza, gdyby polskie firmy zaczęły jeszcze więcej inwestować w rozwój. Umożliwiają to bardzo niskie stopy procentowe, za którymi idą tanie kredyty. Przedsiębiorstwa wolą jednak trzymać pieniądze na swoich kontach, niż je wydawać.

– Czyli ani kredytów nie biorą, ani nie finansują ze swoich funduszy i środków mówi prof. Marian Noga. Dlatego że apetyt na ryzyko jest niski, mamy do czynienia raczej z awersją do ryzyka. To wynika z sytuacji na zewnątrz Polski. Jak się sytuacja na zewnątrz poprawi, a musi się poprawić, może za rok, to wtedy inwestycje będą mogły wpływać, ale to już będzie 2016 rok czy nawet 2017. Gdyby wtedy inwestycje działały, spożycie działało, a do tego jeszcze eksport, to u nas mógłby być wzrost nawet 4,5 proc. PKB.

Tymczasem gospodarka rynkowa rozwija się cyklicznie i po okresach dobrego wzrostu, dobrej koniunktury musi nastąpić okres dekoniunktury. Joyflation nie jest dana na stałe.

– Dobrze by było, żeby było tak stale, ale to jest niemożliwe – podkreśla prof. Marian Noga z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu. – Chodzi tylko o to, żeby te amplitudy wahań nie były za wysokie i żeby nie było tych wahań zbyt częstych. Żeby gospodarka możliwie długo była w fazie wzrostu. Jeżeli nawet musi być spadek, to żeby to spowolnienie nie było za duże i raczej krótkie, toby była najlepsza sytuacja dla gospodarki.

Inflacja, czyli wzrost cen, powróci prawdopodobnie już jesienią, gdy pojawi się efekt bazy, czyli ceny będą porównywane do niskich cen z jesieni 2014 roku, a ponadto dołączą się czynniki sezonowe. Zdaniem prof. Mariana Nogi najlepsza dla gospodarki byłaby inflacja na poziomie ok. 2 proc., a Rada Polityki Pieniężnej powinna rozważyć obniżenie celu inflacyjnego właśnie do tego poziomu z obecnych 2,5 proc.

– Spowodowałoby to, że cel inflacyjny w Polsce byłby identyczny jak w Wielkiej Brytanii, Szwecji, Danii czy jak – przede wszystkim – w strefie euro. To jest pierwszy krok. A drugi krok to doprowadzić inflację bieżącą do poziomu 2 proc. To jest ważne dlatego, że postęp cywilizacyjny kosztuje. Każdy z nas pracuje w określonym miejscu i zdobywa określone kwalifikacje, zwiększa swoje doświadczenie, potem lepiej pracuje, a za to pracodawca powinien nam zapłacić. Mówi się, że to jest gdzieś 2 proc. wzrostu, a u nas nie ma nieraz wzrostu płac w sektorze budżetowym przez trzy lata. A ci pracownicy są lepsi. I w związku z tym musimy się zgodzić na inflację 2-proc., cel bym obniżył do 2 proc. i pilnował potem tych 2 proc.