Jak ograniczenia wydatków na politykę migracyjną wprowadzone przez prezydenta Trumpa dotkną chorych w podeszłym wieku oraz młodych niepełnosprawnych

Donald Trump

Administracja prezydenta Trumpa nie przebiera w środkach jeśli chodzi o rozprawianie się z imigrantami i  ostrzega przed znacznie bardziej radykalnym posunięciem, które może pogorszyć już i tak złą sytuację osób opiekujących się starszymi pacjentami czy młodymi niepełnosprawnymi.

Niedobór opiekunów wpływa negatywnie nie tylko na chorych przebywających w domu ale także na tych rezydujących w domu opieki zdrowotnej. Już teraz głównie domy spokojnej starości, ośrodki oferujące stałą pomoc dla osób cierpiących oraz sami pacjenci borykają się z niedoborem opiekunów. W szczególności problem ten  daje się odczuć w wielkich miastach, ponieważ znaczny odsetek pomocników to osoby przyjezdne. Najbardziej potrzebni są opiekunowie socjalni, jednak małe wynagrodzenie nie zachęca do podjęcia się tej profesji.

Nieuniknione braki na rynku pracy

Kiedy liczba opiekunów maleje, nieubłagalnie wzrasta liczba osób potrzebujących pomocy. Według przewidywań CareerCast, do 2025 roku zapotrzebowanie na opiekę domową wzrośnie do 500 tys., a na opiekę indywidualną do 750 tys. .

Jednak już obecnie braki są dosyć mocno zauważalne. Wraz z dążeniami rynku do stałego zatrudnienia osób będzie znacznie trudniej znaleźć osoby chętne do wykonywania nisko opłacalnego zawodu. Nawet głowa państwa musi liczyć się z ryzykiem związanym z ograniczeniami w polityce migracyjnej, w szczególności gdy kraj dąży do zatrudniania pracowników na pełen wymiar. Jednak działanie Donalda Trumpa nadal w głównej mierze zdaje się być surowe.

Niestety to właśnie opiekunowie medyczni oraz rodziny zależne od ich pomocy  zapłacą najwyższą cenę za działania podejmowane przez administrację. Według danych PHI, organizacji wspierającej pracowników medycznych, około jedna czwarta pomocy, czyli prawie milion osób, to osoby przyjezdne. W rzeczywistości jednak liczba ta może być znacznie wyższa, a to dlatego, iż oficjalne dane szacunkowe wykluczają pracowników z „szarego ryku”, a zatem osoby wykonujące zawód często bez odpowiednich uprawnień i nie odprowadzające od niego należnego opodatkowania, którzy są jednocześnie tanią opcją oraz wsparciem dla ludzi z niepełnosprawnościami fizycznymi i metalnymi.

Deportacje

Ponieważ mamy mało informacji na temat osób zatrudnionych „na szaro”, bardzo prawdopodobne jest to, że są to migranci (oczywiście nie stanowi to żadnej reguły).

O ile milion zarejestwowanych pracowników przebywa w USA legalnie mając zielone karty albo inne pozwolenia na wykonywanie pracy są oni często stygmatyzowani w ten sam sposób jak nielegalni imigranci. Również działania prowadzone przez administrację prezydenta, która ‘rozprawia się’ z nowo przybyłymi do Stanów w żaden sposób nie faworyzują osób legalnie przebywających. A to chociażby dlatego, że „wierzących w amerykański sen”, którzy przybyli do Stanów Zjednoczonych jako dzieci rodziców nieudokumentowanych prezydent Trump chce deportować.

Idąc nieco dalej w związku z radykalnymi działaniami ucierpią też mieszkańcy Haiti, Salwadoru czy Hondurasu, którzy rezydują na terytorium USA w ramach programu Temporary Protected Status (TPS). Według danych szacunkowych PHI około 35 tys. pracowników opieki to osoby przebywające legalnie właśnie dzięki TPS, który pozwala na pobyt ze względu na wojnę, katastrofy naturalne w krajach rodzimych. Administracja prezydenta Trumpa zdecydowała się jednak na likwidację program TPS w niektórych krajach a Departament Bezpieczeństwa Krajowego USA kończy program w Hondurasie w wyniku czego pracownicy pochodzący z  wymienionych krajów zostaną deportowani w ciągu nadchodzących miesięcy.

Wyższe koszty

O ile obecnie ciężko jest oszacować koszty działań prezydenta Trumpa, to jeszcze więszą zagadką pozostają przyszłe wydatki, na które niewątpliwie wpłyną ograniczenia wprowadzane w polityce międzynarodowej. Niewiadomo ile „rąk gotowych do pracy” nie przybędzie do Stanów Zjednoczoych dlatego, że albo nie mogą albo zdecydują się na wyjazd do państw, które przyjmą ich z otwartymi ramionami, bo przecież nie można zapominać o tym, że stary kontynent się starzeje. Nie tylko USA potrzebuje osób świadczących opiekę.

W przyszlości jednak świadczenia pielegnacyjne będą nieuniknione a wszystko za sprawą niżu demograficznego. W Stanach Zjednoczonych najdłużej żyjącym pokoleniem są tzw. Baby Boomers (urodzeni w latach 1946-1964), osoby te z reguły charakteryzuje bardzo mała liczba dzieci, dlatego też prawdopodbnie w podeszłym wieku pokolenie będzie borykać się z brakiem opieki. W związku z czym pryiorytetem dla zdrowia tych osób stanie się płatna opieka z zagranicy, gdyż rodowici mieszkańcy Stanów Zjednoczonych niechętnie godzą się na wykonywanie mało płatnego zawodu. W ciągu ostatnich kilku lat to właśnie emigraci uzupełniali tą lukę, wielu z nich szkoliło się na pielęgniarzy w krajach rodzimych są oni również bardziej wykfalifikowani niż ich amerykańscy koledzy.

Działania obecnej polityki migracyjnej będą prowadzić do zmiejszenia się liczby wykwalifikowanych pracowników, i co nieuniknione, do także do pomniejszenia wynagrodzeń. W konsekwencji doprowadzi do finansowego obciążania rodzin pacjentów, najbliższym pozostanie kwestia wyboru między: płaceniem pomocnikom więcej (jeśli w ogóle ich znajdą) lub samodzielną opieką nad schorowanymi.

Nic nie wskazuje na to, że ktokolwiek z administracji prezydenta Trumpa pomyślał o konsekwencjach jakie niosą ze sobą radykalne działania w polityce zagranicznej. Nie oznacza to jednak, iż są one mniej realne zarówno dla samych pacjentów i ich krewnych.