Rok 2024 uwidocznił konieczność przyspieszenia transformacji energetycznej. Optymalnym rozwiązaniem w polskich warunkach wydaje się połączenie budowy nowych mocy dyspozycyjnych opartych na gazie z konwersją istniejących bloków węglowych. Plany budowy magazynów energii pozostają niestety w fazie projektów. - podsumowuje ekspert BCC ds. energetyki i transformacji energetycznej, Maciej Stańczuk.
Ekspert pozytywnie ocenia dekarbonizację sektora energetycznego w 2024 r., która istotnie przyspieszyła. We wrześniu 2024 r. udział węgla kamiennego w miksie energetycznym spadł do 35% (o 26 pkt proc. mniej niż rok wcześniej), węgiel brunatny wciąż stanowi 22%, a udział odnawialnych źródeł energii (OZE) wzrósł do 30%.
- Proces eliminacji węgla kamiennego z polskiej energetyki przebiega szybciej, niż się spodziewano. W dni wietrzne i słoneczne, szczególnie w weekendy, kiedy zużycie energii jest niższe, Polska staje się jednym z największych eksporterów energii OZE w Europie. Niestety, brak odpowiednich magazynów energii często zmusza Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE) do odłączania odbioru energii ze źródeł odnawialnych, co prowadzi do marnowania nadwyżek. – twierdzi ekspert.
- Plany budowy magazynów energii pozostają niestety w fazie projektów. Mimo ambitnych założeń inwestycyjnych polskich koncernów energetycznych, przełom w tym obszarze wciąż jest przed nami.
Problemy z ustawą odległościową
Docelowo sektor energetyczny ma opierać się na OZE, jednak brak zmian w tzw. ustawie odległościowej znacząco hamuje rozwój energetyki wiatrowej na lądzie. Prosta zmiana z 700 na 500 metrów mogłaby przyspieszyć budowę wiatraków, ale wciąż nie została uchwalona przez Sejm. Prawdopodobieństwo jej zatwierdzenia przed końcem 2024 r. jest minimalne, co budzi rozczarowanie.
Zdaniem eksperta:
– Największym wyzwaniem w kontekście odchodzenia od węgla pozostaje zapewnienie odpowiednich mocy dyspozycyjnych w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym (KSE) do momentu uruchomienia stabilnych źródeł energii jądrowej. Polska realizuje dwa projekty: duże reaktory jądrowe (jak elektrownia w Choczewie) oraz małe reaktory modułowe (SMR).
Reaktory jądrowe będą jednak służyć głównie jako źródła energii dla sektora IT i elektromobilności. Dlatego uzupełnieniem powinny być technologie takie jak bloki parowo-gazowe (CCGT) czy turbiny gazowe bez odzysku ciepła (OCGT).
Zagrożenia wynikające z wycofywania bloków węglowych
Uczestnictwo aktywów węglowych na rynku mocy może być przedłużone tylko do 2028 r. W tym czasie nie będzie możliwe zastąpienie aktywów węglowych np. przez bloki parowo-gazowe (CCGT) bądź turbiny gazowe bez odzysku ciepła (OCGT). Do 2030 r. planowane jest wyłączenie ponad 8 GW elektrowni i elektrociepłowni węglowych, a w latach 2031-2040 z bilansu mocy planowane jest wycofanie kolejnych 7-8 GW mocy. Ponieważ mają one charakter mocy dyspozycyjnych, powinny zostać zastąpione przez moce o podobnym charakterze. OZE z oczywistych powodów nie mogą być uznane za moce dyspozycyjne. Wybudowanie bloków gazowych w tak krótkim czasie nie jest praktycznie możliwe (przygotowanie i realizacja nowych projektów zajmuje co najmniej 6 lat, brak jest generalnych wykonawców, a najwięksi polscy przeżywają egzystencjonalne kłopoty), dlatego też trzeba szukać rozwiązań, które złagodzą prawdopodobny deficyt mocy w KSE. Tym rozwiązaniem może być najprostsza i najtańsza technologia, w dodatku opracowana przez polskie firmy, jaką jest konwersja istniejących bloków węglowych na gazowe, gazowe z domieszką wodoru bądź biomasowe, ich emisyjność spadłaby wtedy poniżej 550g/kWh, czyli kwalifikowałyby się one do aukcji rynku mocy, a okres realizacji inwestycji nie przekraczałby 1,5 roku. Konwersje bloków węglowych, które inaczej musiałyby być wyłączane, mogłyby stać się dobrym uzupełnieniem dla budowy instalacji CCGT i OCGT.
Przedłużenie złej praktyki mrożenia cen energii do połowy 2025 r. podyktowane czynnikami politycznymi (wybory prezydenckie w 2025 r.) z pewnością nie przyczyni się odbudowy zniszczonego w ostatnich latach rynku energii. – dodaje Maciej Stańczuk
Mrożenie cen energii mogło być uzasadnione w czasach bardzo wysokiej inflacji, przekraczającej 18% oraz wzrostu cen surowców energetycznych po napadzie Putina na Ukrainę, ale nie dzisiaj, kiedy inflacja jest wprawdzie jeszcze oddalona od celu inflacyjnego NBP (2,5%), ale nie są to poziomy bardzo wysokie (poniżej 5% na koniec 2024 r.).
Poważnym wyzwaniem dla realizacji inwestycji w transformację energetyczną może stać się bariera w ich finansowaniu. Międzynarodowe instytucje finansowe (jak EBOiR) nie są bowiem zainteresowane finansowaniem budowy bloków parowo-gazowych, które w myśl obecnej koncepcji PSE mają być podstawą mocy dyspozycyjnej w KSE i zastąpić bloki węglowe pozbawione wsparcia z rynku mocy i trwale nierentowne. Wynika to z faktu wykluczenia docelowego gazu z taksonomii europejskiej.
Rok 2024 uwidocznił konieczność przyspieszenia transformacji energetycznej. Optymalnym rozwiązaniem w polskich warunkach wydaje się połączenie budowy nowych mocy dyspozycyjnych opartych na gazie z konwersją istniejących bloków węglowych. Propozycje przyspieszania transformacji energetycznej w Polsce powinny być racjonalne, optymalne dla budżetu państwa, możliwie szybkie do zrealizowania, a dodatkowo zapewniające dodatkowe wpływy budżetowe. Do tego potrzeba, aby to polskie firmy stały się beneficjentami transformacji i by istniały w całym łańcuchu inwestycyjnym z transformacją związanym. Mam nadzieję, że wzmożenie inwestycyjne utrzyma się w kolejnych latach, co pozwoli na realizację niezbędnych projektów – podsumowuje Maciej Stańczuk.