Kronika Steena: „Gdybym był prezydentem…”

Steen Jakobsen
  • Świat o niewielkim wzroście gospodarczym i niewielkich oczekiwaniach potrzebuje zastrzyku energii
  • Demokracje cierpią przez krótkowzroczną i nadmiernie rozrośniętą klasę polityczną
  • Nacisk w polityce powinien być położony na skalę mikro kosztem makro
  • Inwestycje w wojsko nieoczekiwanie przekładają się na innowacje
  • Skuteczna polityka jest elegancka, zrównoważona i prosta

Spędziłem właśnie bardzo interesujący tydzień w Atenach i Paryżu, dwóch stolicach, z których każda musiała się zmierzyć z własną dawką dysfunkcyjnej polityki. W ramach moich licznych podróży odwiedzam rocznie ponad 30 krajów i jedno z pytań, które słyszę najczęściej, to:

„Co byś zrobił, gdybyś był prezydentem?”.

Ponieważ nie cofam się przed żadnym wyzwaniem, przez lata starałem się dopracować „program prezydenta Jakobsena”, który ostatecznie przyjął następującą postać:

  1. Przez całą kadencję nie przejawię absolutnie żadnej inicjatywy.
  2. Zadekretuję, by na każdą nową ustawę przyjętą przez parlament dwie inne zostały uchylone.
  3. Zadecyduję, że stopa wzrostu w sektorze publicznym na najbliższe dziesięć lat będzie co najmniej zerowa.
  4. Inwestycje w podstawowe badania naukowe i wojsko będą rosły proporcjonalnie do PKB.

I tyle! A oto dlaczego…

Bezczynność

Istnieją liczne dowody na to, że program, w ramach którego politycy nic nie robią to najlepsze lekarstwo dla każdej gospodarki. W Grecji i we Francji system polityczny utrudnia prowadzenie działalności i tworzenie miejsc pracy. W Belgii, w której przez dwa lata nie było żadnego rządu, wszystkie wskaźniki makroekonomiczne w tym okresie uległy wyraźnej poprawie.

Gospodarka napędzana jest strukturami na poziomie mikro. Są to m.in. małe przedsiębiorstwa, ambitni nauczyciele i przedsiębiorcy, którzy dążą do opracowania lepszych produktów, idei i systemów. Gospodarka, która nie rośnie, to system ekonomiczny, w którym makro odgrywa zbyt wielką rolę, a mikro – zbyt małą.

Za dużo ingerencji rządu, banków centralnych i ekonomistów; za mało studentów, małych i średnich przedsiębiorstw, zachęt gospodarczych i podstawowych badań naukowych.

W ten weekend na okładce The Economist widniał tytuł: „Wolność słowa zagrożona”. Osobiście dorzuciłbym: „podobnie jak wolny handel, wolne rynki i wolne myślenie”.

Historia świata pokazuje, że mocniejsze systemy gospodarcze to te, w których przeciwne siły nawzajem się ograniczają. Niezdolność do narzucenia gospodarce idei makroekonomicznych oznaczała tradycyjnie lepszy wzrost.

Moja bezczynność podczas całej kadencji umożliwi społeczeństwu dokonanie kroku naprzód i dostrzeżenie niestosowności spektaklu, w ramach którego politycy z parciem na szkło stale domagają się naszej uwagi z kompletnie niewłaściwych przyczyn i słuchają samych siebie zamiast ustanawiać cele, które dany kraj powinien osiągnąć za 10, 20 i 30 lat.

Jedna ustawa za dwie

Dla każdego kraju największym problemem jest rządowa biurokracja i papierologia. Aby utworzyć w pełni funkcjonujący system prawny zapewniający przejrzystość, równe prawa i sprawiedliwość, należy uprościć system sądownictwa. Należy zagwarantować fundamentalne prawa, jednak efektywny system prawny powinien redukować ogólną złożoność, a nie ją zwiększać.

Konstytucja Stanów Zjednoczonych to jeden z najbardziej fascynujących dokumentów, jakie kiedykolwiek sporządzono i stanowi wzorzec dla pozostałych krajów. Nadmienię, że amerykańska konstytucja liczy sobie raptem 4 543 słów – mniej niż wiele moich artykułów! To najstarsza i najkrótsza spisana konstytucja znaczącego kraju na świecie.

Wreszcie, zasadą polityki publicznej powinno być założenie, że wszystkie postanowienia lub klauzule ujęte w danej regulacji czy ustawie wymagają określenia terminu ich wygaśnięcia, o ile nie zostaną wcześniej ustawowo przedłużone. Specjalnie dla moich zainteresowanych historią czytelników wyjaśniam, że zasada ta pochodzi z czasów republiki rzymskiej, kiedy to prawo senatu do pobierania specjalnych podatków i kierowania siłami wojska było ograniczone, zarówno pod względem czasu, jak i zakresu.

Zerowy wzrost w sektorze publicznym

Nie wierzę w dalekosiężne ingerencje w naturę i strukturę społeczeństwa, jednak jest dla mnie absolutnie jasne, że demokracja i wzrost gospodarczy są zagrożone w momencie, gdy 50% populacji to beneficjenci świadczeń socjalnych. W takiej sytuacji grupa ta ma doskonały powód, by nie dążyć do żadnych zmian, nawet pomimo faktu, iż dla społeczności ogółem – w tym również dla osób żyjących z zasiłków – takie rozwiązanie to czysta strata netto!

Brak inicjatyw politycznych w czasie kryzysu finansowego miał relatywnie niewielkie znaczenie w porównaniu z utratą dochodów w tym okresie. Demokracja jest najsłabsza wówczas, gdy społeczeństwo staje się bierne, a głosowanie za utrzymaniem status quo staje się normą.

Aby choćby częściowo rozwiązać ten problem, sektor publiczny i związane z nim wszystkie wypłacane świadczenia socjalne należy sprowadzić co najmniej poniżej 40%. Proponuję, by tegoroczny nominalny poziom wydatków zatytułować „Indeksem 100”; odtąd wszelkie oszczędności będą pozostawać w systemie, dzięki czemu stanie się on bardziej produktywny.

Przeciwstawne siły, tj. demografia (wyższe koszty) i cyfryzacja (znacznie niższe koszty i większa zdolność do rzetelnej oceny dochodów i wydatków) również przyniosą lepsze rezultaty w tym zakresie.

Podstawowe badania naukowe i wojsko

Oba te sektory powinny rosnąć proporcjonalnie do PKB. Badania, ponieważ relacja produktywności do PKB jest obecnie najniższa w historii, a wiemy z licznych opracowań, że produktywność i podstawowe badania naukowe są ściśle ze sobą powiązane. Im lepszy jest stan podstawowych badań naukowych i średni poziom wykształcenia ludności, tym wyższy jest poziom innowacyjności, produktywności i zatrudnienia (co z kolei obniża koszty świadczeń socjalnych).

Najbogatsze państwa świata mają jedną wspólną cechę: ponadprzeciętny poziom wykształcenia. Szwecja, Norwegia, Dania, Holandia, Singapur, Niemcy, Australia, Kanada… wszystkie te kraje odnotowują dobre wyniki w zakresie edukacji, a ich zamożność to nie przypadek.

A wojsko? Może to być zaskoczeniem, ale potrzebujemy silnego wojska z wielu powodów… najważniejszy z nich to fakt, iż silna armia zmniejsza prawdopodobieństwo, że będziemy musieli kiedyś jej użyć.

Nic tak skutecznie nie zniechęca do konfliktów niż potencjał obronny przeciwnika. Wydatki na wojsko idą również w parze z wysokorozwiniętą technologią i powiązaną z nią innowacyjnością. Wreszcie najbardziej produktywna przyczyna: wojsko to jeden z najlepszych sposobów na szkolenie młodzieży – uczy, że dyscyplina i praca zespołowa nieuchronnie przekładają się na siłę zarówno armii, jak i tożsamości państwowej.

Na koniec pragnę podkreślić, że nigdy i nigdzie nie będę kandydował na prezydenta, jednak w świecie, w którym wyborami, referendami i – naturalnie – zwycięstwem kandydatów na urzędy publiczne rządzi konsensus tłumu, istotne jest przyjrzenie się temu, jak społeczeństwo faktycznie ewoluuje wraz z upływem czasu…

Naszym zadaniem jest doskonalić się, uczyć się nowych rzeczy i dążyć do realizacji coraz bardziej ambitnych celów, tak by tempo wzrostu stale rosło.

Osobiście wierzę, że wszystko zależy od prostoty, lub – by użyć bardziej współczesnego słowa – od „przejrzystości”. Ludzie nie są przyzwyczajeni do pamiętania więcej niż trzech rzeczy naraz, przez co potrzebują swoistych ram: zachęty i kierunku; wizji i produktywności; wykształcenia i podstawowych badań naukowych.

Bez tego mamy dzisiejszą alternatywę: brak wolnego rynku, brak wiary w podział pracy, brak mobilności społecznej, najniższą produktywność w historii, rekordowy poziom nierówności, największe rządy i interwencje banków centralnych… Mógłbym jeszcze długo wymieniać dalej.

Ta lista nie tylko jest niekompletna, ale także jest naiwna w świecie nadal szukającym rozwiązań makro.

Pozwolę sobie jednak podsumować za Leonardem da Vinci:

„Prostota jest szczytem wyrafinowania”.

Steen Jakobsen, Główny Ekonomista Saxo Bank