Jerzy Martini: Trzeba zmienić podejście urzędników do przedsiębiorców

Jerzy Martini, doradca podatkowy, członek prezydium Rady Podatkowej PKPP Lewiatan
Jerzy Martini, doradca podatkowy, członek prezydium Rady Podatkowej PKPP Lewiatan
Jerzy Martini, doradca podatkowy, członek prezydium Rady Podatkowej PKPP Lewiatan
Jerzy Martini, doradca podatkowy, członek prezydium Rady Podatkowej PKPP Lewiatan

Trzeba zmienić podejście urzędników do przedsiębiorców. Zamiast nakładania kar często lepszy skutek przyniosłyby porady nt. unikania błędów. Dotyczy to wszystkich spraw, które nie niosą skutków finansowych. Nowe ustawy przydadzą się w przypadku leciwych regulacji dotyczących CIT i PIT, a także ordynacji podatkowej. Prace nad nimi trwają. Nie należy jednak tworzyć od nowa ustawy o VAT. To zajęłoby kilka lat, a przedsiębiorcy ponieśliby wysokie koszty wdrożenia przepisów. I nie wiadomo, czy efekty uzasadniłyby te nakłady. O bolączkach związanych z daninami i o możliwych rozwiązaniach mówi Jerzy Martini, doradca podatkowy, członek prezydium Rady Podatkowej PKPP Lewiatan.

Często pojawiają się opinie, że obowiązujące ustawy podatkowe trzeba „odświeżyć”. Rosnący gąszcz przepisów komplikuje przedsiębiorcom rozliczenia. Trudności sprawiają także liczne i czasem sprzeczne interpretacje. Jak ocenia Pan konieczność stworzenia regulacji od nowa?

Jerzy Martini: Ministerstwo Finansów zapowiada, że podejmie prace nad przygotowaniem nowych ustaw dotyczących podatków dochodowych. Dla przykładu, zasady opodatkowania działalności gospodarczej mają być uwzględnione w jednej ustawie, a nie tak jak obecnie w PIT dla osób fizycznych i CIT dla osób prawnych. I to jest ruch w dobrym kierunku. Natomiast najbardziej skomplikowana jest ustawa o VAT, więc nie należy jej pisać od nowa.

Dlaczego Pan tak sądzi?

Jerzy Martini: Ta koncepcja pisania nowych ustaw podatkowych wiąże się z przekonaniem, że dzięki temu regulacje będą proste. Nie wierzę w takie rozwiązanie, siłą rzeczy to bardzo złożona materia. Pewne zapisy można wygładzić, ale to nie sama ustawa jest źródłem kłopotów. Po prostu VAT jest trudny. Jego problemem nie do końca są przepisy, ale raczej ich stosowanie przez organy podatkowe. A to przede wszystkim kwestie kadrowe. Narracja o konieczności pisania nowej ustawy to zwykła demagogia. Mam wrażenie, że jej źródłem są podmioty, które liczą na takie zlecenie. Przedsiębiorcy raczej na tym stracą niż zyskają.

Jednak przedsiębiorcy mają kłopot z istniejącą ustawą? Może jednak dałoby się w tej materii coś zmienić?

Jerzy Martini: Jeżeli spojrzymy, ile problemów niesie interpretacja przepisów dyrektywy o VAT, ile orzeczeń w tej dziedzinie wydaje Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, zobaczymy jak krzywe są fundamenty, na których musimy tworzyć nasz system podatkowy. Tych kwestii nie przeskoczymy. To problem całej wspólnoty, a nie tylko Polski. Podatników może natomiast wesprzeć państwo.

W jaki sposób?

Jerzy Martini: Mamy dobry przykład Wielkiej Brytanii, gdzie państwo tworzy jasne instrukcje dla przedsiębiorców i wręcz prowadzi ich za rękę. Widać zatem, że to nie problem przepisów, ale właśnie zarządzania organami skarbowymi. Uważam, że można to robić znacznie lepiej. Sytuacja podatników w Polsce jest niełatwa, a poprawi ją zmiana organizacji pracy skarbówki, a nie regulacje prawne.

Jak wygląda sytuacja w krajach unijnych?

Jerzy Martini: Pamiętajmy, że inne państwa UE też borykają się z VAT-em. W pewnych obszarach nasze przepisy są prostsze, np. w kwestiach dotyczących biurokracji. W Polsce procedur administracyjnych i regulacji jest mniej niż np. we Francji i są też znacznie prostsze. A odchodząc na chwilę od VAT, w USA poziom złożoności systemu podatkowego i obszerność aktów prawnych są znacznie wyższe. Wiele zależy od kultury prawnej, jak we wspomnianej Wielkiej Brytanii, gdzie organy skarbowe są przyjazne podatnikom. Dotyczy to choćby tolerancji błędów, które nie mają skutków finansowych.

Jak w Polsce wyglądają te relacje?

Jerzy Martini: U nas, niestety, jest odwrotnie. Każdą pomyłkę podatnika usiłuje się „zmonetyzować”. A one były i będą, są także wpisane w tak trudny podatek. Jeżeli już, to reforma powinna polegać na zmianie metody działania i zachowania urzędników skarbowych. Nie chodzi o to, by skarbówka była nastawiona na maksymalną eksploatację podatników i wręcz zastawianie na nich pułapek. Pracownicy urzędów skarbowych wiedzą, gdzie są słabe punkty i wchodzą w wybrane grupy podatników, towarów czy transakcji. To powinno się zmienić. Należy łapać oszustów, ale jednocześnie nie gnębić przedsiębiorców działających uczciwie. Generalnie nie powinno się karać za błędy, które nie uszczuplają dochodów fiskusa. A jeśli już, to adekwatnie do wagi czynu. Z tym też mamy poważny problem, bo przy trudnych i kontrowersyjnych kwestiach podatkowych fiskus wyciąga nieproporcjonalnie duże konsekwencje wobec podatnika. Brakuje zdroworozsądkowej zasady, jeśli państwo nie traci w wyniku pomyłek przedsiębiorców, to należy dać im żyć.

Może pomogłoby np. stworzenie megaustawy łączącej wszystkie daniny?

Jerzy Martini: Nie da się połączyć wszystkich ustaw w jedną. Każda danina ma odmienną konstrukcję. Jedynie podatki dochodowe od osób fizycznych i prawnych są podobne i tu możliwa jest unifikacja. Jednak próba wrzucenia ich do jednego worka wraz z akcyzą i VAT-em byłaby koszmarem.

A poza VAT-em, czy jakieś inne regulacje należy zmienić?

Jerzy Martini: Mocno zestarzały się ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych i od osób prawnych. Wiekowa jest też ordynacja podatkowa. W obu przypadkach trwają prace nad nowymi wersjami. Do zmiany nadaje się też ustawa o podatkach i opłatach lokalnych, w szczególności od nieruchomości. Jej zasadniczym grzechem jest odwołanie się do całkowicie odmiennego prawa budowlanego. Na tym tle dochodzi do wielu problemów i sporów wśród podatników. Co więcej, każda gmina może mieć inny wzór formularza podatkowego. To bezsens. Taki dokument powinien być ujednolicony.

Gdyby jednak doszło do tworzenia nowego prawa od podstaw? Jak długo by to trwało?

Jerzy Martini: Jeżeli ktoś uznałby, że takie rozwiązanie ma sens, prace musiałyby być rozłożone na wiele lat. Jak wiadomo, przepisy można tworzyć albo szybko albo dobrze. Trzeba uwzględnić długi czas na konsultacje i taki okres vacatio legis, by podatnicy zdążyli się przystosować. Sądzę, że potrzebne by było przynajmniej pięć lat. Dodatkowo przedsiębiorcy ponieśliby poważne koszty wdrożenia stworzonych od podstaw regulacji. Nie wiadomo, czy te nakłady zostałyby zrównoważone benefitem w postaci faktycznie lepszych przepisów. Problemem przy takiej rewolucji byłoby też zgranie tych ustaw ze sobą. Byłaby to operacja na żywym organizmie. Z pełnym przekonaniem zniechęcałbym do takiego rozwiązania. Mogłoby to zachwiać stabilnością biznesu już przystosowanego do istniejącego otoczenia prawnego. Zmian należy dokonywać ewolucyjnie.