Składki ZUS od przychodu mogą zablokować możliwości rozwoju polskich firm

Składki ZUS od przychodu to konstrukcja omawiana już od dłuższego czasu. Pojawiała się wielokrotnie ze strony poprzednich ministrów. To propozycja, która miałaby powiązać podstawę obliczenia wysokości składki na ubezpieczenie społeczne z sytuacją osoby prowadzącej działalność gospodarczą – czyli np. jej przychodami, a nie jak dotychczas – przy założeniu minimalnej wysokości, która jest uzależniona od średniego wynagrodzenia. Negocjowanie zmiany sposobu wyliczania obciążeń emerytalno-rentowych przy firmach, które mają niższe przychody, jest dla nich zbyt dużym obciążeniem. W tej chwili minimalna kwota – w granicach tysiąca złotych składki – jest dla nich zbyt wysoka. Ogranicza całkowicie możliwość ich rozwoju i inwestowania, ponieważ konsumuje wszystkie nadwyżki pojawiające się po stronie przedsiębiorców.

– W sytuacji, gdy przychód jest mniejszy i firma funkcjonuje na mniejszą skalę – obniżenie obciążenia jest prawidłowym rozwiązaniem. W przypadku dużych podmiotów, kiedy składka będzie wyższa, mogą pojawić się problemy – powiedziała serwisowi eNewsroom Agnieszka Durlik, ekspert Krajowej Izby Gospodarczej – Jednym z zagrożeń jest przechodzenie firm do szarej strefy. Inną możliwością jest pojawienie się chęci przenoszenia działalności czy też siedziby przedsiębiorstw do miejsc, które zapewniają im korzystniejsze warunki. Proponowane rozwiązanie obudzi też uzasadniony sprzeciw wobec traktowania przedsiębiorcy tak, jak pracownika. W przypadku, kiedy ma on wysokie przychody, ale ponosi też duże koszty, a więc jego dochód nie jest spektakularny – większe obciążenie oznacza, że praktycznie nie będzie rozwijał swojej firmy, a być może nawet ją zlikwiduje. Pojawia się więc wniosek do resortu przedsiębiorczości o szerokie przedyskutowanie tego rozwiązania, ponieważ już mieliśmy próbę wprowadzenia takich zmian. Wtedy spotkała się z bardzo wyraźnym oporem ze strony przedsiębiorców, którzy tłumaczyli się inwestowaniem części swoich przychodów. Nie mogą więc być traktowani jak pracownicy – a takie uproszczenie pojawia się wśród urzędników – dodała Durlik.