Sfinks w ciągu pięciu lat chce zwiększyć liczbę restauracji o 2/3. Znów przymierza się do ekspansji zagranicznej

CEO Magazyn Polska

Sfinks Polska, spółka zarządzająca sieciami Sphinx, Wook i Chłopskie Jadło, uruchomił dwie z 16 zaplanowanych na 2016 rok restauracji. Obie pod szyldem Sphinx. Do końca 2020 roku spółka chce rozbudować posiadane sieci o 80 placówek i zwiększyć sprzedaż ponaddwukrotnie. Ponownie przygląda się też możliwości rozwoju poza granicami Polski.

– W tym roku zamierzamy otworzyć około 16 nowych placówek. To jest główny wydatek inwestycyjny na ten rok – mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Sylwester Cacek, prezes zarządu Sfinks Polska. – Głównie to będą placówki Sphinksa. Zamierzamy też otworzyć dwa Chłopskie Jadła, kontynuując pozytywne działania z poprzedniego roku. To będą różne miejscowości, zarówno duże, jak i małe miasta. Jak wskazały testy przeprowadzone w zeszłym roku, małe miasta zaczęły być dla nas atrakcyjne.

Sfinks Polska prowadzi obecnie 119 restauracji, w tym 104 w sieci Sphinx, 10 pod marką Chłopskie Jadło i pięć Wooków. Dwa Sphinksy uruchomiono już w tym roku – w Gnieźnie we franczyzie oraz w Gorzowie Wielkopolskim w systemie operatorskim. Do końca 2020 r. spółka chce mieć łącznie 200 lokali.

– Obecnie mamy zawarte umowy w Katowicach, Sopocie, Wrocławiu, Warszawie. Pewnie będzie jeszcze Koszalin, by wymienić tylko większe miasta – wylicza Cacek.

W 2015 roku Sfinks Polska osiągnął szacunkowo 176 mln zł przychodów. Z opublikowanego niedawno raportu za 23 miesiące (od stycznia 2014 do końca listopada 2015 r.) wynika, że w tym czasie spółka miała 325,6 mln zł przychodów. Zysk netto za 11 miesięcy 2015 roku przekroczył 8 mln zł. W 2014 roku wyniósł 34,6 mln zł.

Zgodnie z założeniami zaktualizowanej pod koniec ubiegłego roku strategii w 2020 roku sprzedaż ma sięgnąć 367,6 mln zł, a zysk netto niemal 25 mln zł.

Sfinks nie wyklucza ponownej próby zdobycia rynków zagranicznych. Jego szef zastrzega jednak, że mogłoby to nastąpić dopiero po szczegółowej analizie i bardzo starannym przygotowaniu. W 2012 roku Sfinks zmuszony był ogłosić upadłość swojej spółki na Czechy i Słowację, a w 2014 roku rozwiązano niemiecką spółkę córkę.

– Cały czas mówię, że nie jesteśmy przygotowani, ponieważ musimy mieć możliwość wyboru każdej z metod, by ocenić, która będzie najskuteczniejsza. Oczywiście najlepszą metodą na masterfranczyzę jest przejmować mały pakiet, dogadywać się na dokapitalizowanie, rozwój, a później ewentualnie z tego pakietu wychodzić – przekonuje Cacek. – Natomiast najgorszym sposobem jest to, co Sfinks ćwiczył i wiele polskich firm w różnych branżach, kiedy sto procent inwestycji przeprowadzała sama spółka. Każdy rynek to inna kultura i same badania nie wszystko pokażą. Tutaj pośpiech nie jest wskazany. Jak już wyjść, to wyjść na trwałe i skutecznie, a nie tak jak to było w historii Sfinksa. Na krótko i z dużymi stratami, to nie jest metoda.

Rozważając kierunki ekspansji zagranicznej, Sylwester Cacek bierze pod uwagę rynki Polsce geograficznie najbliższe, takie jak Niemcy czy inne kraje Unii Europejskiej.

– Unia Europejska jest najbardziej dla nas zrozumiała i ryzyko prawne jest tu najmniejsze. Dużo regulacji jest bardzo podobnych – mówi prezes Sfinks Polska. – Najłatwiej prowadziłoby się taką masterfranczyzę w Niemczech. Aczkolwiek to nie jest w żaden sposób przesądzone, bo przede wszystkim musi być chętny franczyzobiorca. Polskie spółki gastronomiczne całkiem dobre wyniki osiągają w Rumunii. My tam mamy od lat jednego franczyzobiorcę, z którym dosyć luźno współpracowaliśmy. Zresztą tak się z nim umówiliśmy. Teraz przychodzi jednak pora na to, żeby z nim porozmawiać o możliwości ekspansji w Rumunii. Zobaczymy, czy się zdecyduje i czy to domówimy. To też jest ciekawy rynek. Rumuni wydają więcej ze swoich dochodów na gastronomię niż Polacy.

Z trzech formatów prowadzonych przez spółkę najbardziej intensywnie rozwija się Sphinx, choć to Chłopskie Jadło zwiększyło przychody w 2015 roku najmocniej, aż o 8 proc. Sprzedaż w sieci Sphinx wzrosła o 4,1 proc., natomiast azjatyckie Wooki przyniosły o 7 proc. mniej niż rok wcześniej. Sylwester Cacek nie ukrywa, że praca nad tym formatem dopiero się zaczyna.

– Wook to jest kuchnia azjatycka, trzecia najpopularniejsza kuchnia w Polsce. Popracowaliśmy trochę nad koncepcją Wooka i będzie on zmierzał raczej w kierunku restauracji typu 220–250 metrów. Teraz był od dwustu paru do ośmiuset – wyjaśnia. – Zmieści się tam około 80–100 krzeseł i będzie zmierzał w takim lżejszym kierunku. To znaczy, że wysokość inwestycji powinna być pomiędzy kosztem pizzerii a restauracji. To w przyszłości może umożliwiać nam zarówno bardziej dynamiczne otwieranie, jak i większą łatwość pozyskiwania franczyzobiorców, ponieważ tutaj często barierą są nakłady.

Strategia zakłada otwieranie przynajmniej jednego lokalu tej sieci rocznie. Zmieniać się będzie także wystrój lokali na jaśniejszy, by zniwelować dysproporcję między eleganckim wystrojem restauracji a niewysokim poziomem cen.

– Wook będzie się koncentrował nie tylko na kuchni chińskiej. Będziemy też pracowali z menu, tak jak do tej pory pracowaliśmy w Sphinksach czy w Chłopskim Jadle – mówi Cacek. – Wook jako najmniejszy musiał poczekać w kolejce. Uwalniają się moce, coraz sprawniej pracujemy nad testowaniem dań, nad zmianami, więc na pewno w Wooku też zobaczymy w tym roku podobne zmiany do tych, które było widać w poprzednich latach w Sphinksach.